fbpx
Dwie legendy „Ognia”

Dwie legendy „Ognia”


Tak „czarna” legenda „Ognia”, jak i jego „biała” legenda, są nieprawdziwe – mówił 6 marca podczas spotkania w Muzeum AK dr Maciej Korkuć, autor książki „Ogień. Podhalańska wojna 1939-1945”. Moim zadaniem było weryfikować obie te wersje. Mjr Józef Kuraś nie był ani rycerzem bez skazy, ani diabłem wcielonym, jak chcą niektórzy. Był człowiekiem walczącym o wolną Polskę, popełniał też na tej drodze błędy. I płacił za nie wysokie rachunki. Nie był bez wad, ale – co dla mnie najważniejsze – jego intencje były szlachetne. Czasem mylił się, choć tamtych decyzji nie wolno oceniać przez pryzmat naszej epoki, przez pryzmat naszej dzisiejszej wiedzy o historii.
Gorący spór między niektórymi żołnierzami AK, a żołnierzami którzy walczyli pod dowództwem „Ognia”, także najczęściej byłymi akowcami, narósł dopiero w latach 90. Dopiero w III RP przybrał formy brutalne. Inwektywami zaczęli się obrzucać zasłużeni dla Polski ludzie, którzy współpracowali ze sobą jeszcze w latach 80. Byli jednym szeroko rozumianym środowiskiem niepodległościowym i jest niezwykle przykre, kiedy czytamy ich burzliwą korespondencję z lat 90-tych, w której piszą do siebie „miałem cię przez wiele lat za przyjaciela, a od dziś się nie znamy”. Zdaniem Macieja Korkucia największą tragedią Żołnierzy Wyklętych i powodem tak ostrych sporów wśród kombatantów, jest to, że przegrali swoją walkę. Każdy wstępujący w szeregi Armii Krajowej składał przysięgę. W jej części wypowiadanej przez przyjmującego ślubowanie, była formułka: „Zwycięstwo będzie twoją nagrodą”. Nie pieniądze, zaszczyty, tylko zwycięstwo Polski. I tej nagrody im nie dano. W wyniku klęski nie zostały wyjaśnione różne dawne spory, zniszczono dokumenty, nierzadko zginęli świadkowie. A dziś, po tylu latach zostały nam niemal tylko dokumenty UB, specyficzne dokumenty, które trzeba umieć czytać, żeby wyłowić z nich prawdę. Tego niestety nie umieją niektórzy autorzy publikacji czy sędziowie wydający wyroki w sprawach kombatantów. O kształcie i treści ubeckich papierów, np. protokołów śledczych, decydowali wyłącznie funkcjonariusze UB. Przesłuchiwany czasem mówił jedno, a ubowiec zapisywał co innego. Nie wolno bezkrytycznie traktować ubeckich zapisów jako prawdy. To duże wyzwanie dla historyka.
Mjr Józef Kuraś „Ogień” – legendarny dowódca partyzancki nazywany „Królem Podhala”, jeden z najbardziej znanych – i budzących najsilniejsze kontrowersje – Żołnierzy Wyklętych.
Książka dr. Macieja Korkucia, historyka dziejów najnowszych, pracownika IPN, wykładowcy akademickiego związanego także z Muzeum Armii Krajowej- efekt kilkunastu lat badań – jest naukowym opisem przedwojennych i wojennych losów „Ognia”. Autor przedstawia m.in. wiele nieznanych dotychczas faktów z życiorysu Kurasia, konfrontuje obiegowe informacje i legendy z różnymi, często nigdy wcześniej niepublikowanymi materiałami archiwalnymi oraz relacjami świadków wydarzeń. Opisując burzliwe losy „Ognia”, szczególną uwagę zwraca na polityczne i militarne realia, w których funkcjonowała niepodległościowa konspiracja na Podhalu. Dzięki temu udało się dokonać weryfikacji rozpowszechnionych mitów – także tych powstałych jeszcze za życia Kurasia. Jeszcze w tym roku autor zakończy drugi tom historii „Ognia”, obejmujący okres od końca wojny do jego śmierci w 1947 roku.

fot. Karol Kowalski

**********

„Ogień” bez legendarnej otoczki
Nie wiem, czy jest w najnowszej historii Polski inna taka osoba, na temat której powstały dwie całkiem odmienne legendy (odwołujące się do tych samych faktów, zupełnie inaczej jednak interpretowanych), jak major Józef Kuraś-„Ogień”.
Dla jednych jest on niekłamanym królem powojennego Podhala bezkompromisowo i skutecznie zwalczającym na czele swojego oddziału instalującą się na południu Polski sowiecką władzę. Drugim jego nazwisko i pseudonim kojarzą się z bandyckimi wyczynami, zwłaszcza o antysemickim i antysłowackim charakterze. Pierwsi stawiają go w jednym szeregu z największymi bohaterami antykomunistycznej partyzantki: Zygmuntem Szendzielorzem-„Łupaszką” i Hieronimem Dekutowskim-„Zaporą”. Drudzy widzą w nim watażkę, który działał na własną rękę i nie chciał odpowiadać przed nikim za swoje czyny.
– Obie te legendy są nieprawdziwe. Moim zadaniem było weryfikować je. Mjr Józef Kuraś nie był ani rycerzem bez skazy, ani diabłem wcielonym, jak chcą niektórzy. Był człowiekiem walczącym o wolną Polskę, popełniał też na tej drodze błędy. I płacił za nie wysokie rachunki. Nie był bez wad, ale – co dla mnie najważniejsze – jego intencje były szlachetne. Czasem mylił się, choć tamtych decyzji nie wolno oceniać przez pryzmat naszej epoki, przez pryzmat naszej dzisiejszej wiedzy o historii – powiedział podczas spotkania w krakowskim Muzeum Armii Krajowej doktor Maciej Korkuć, autor książki pt. „Ogień. Podhalańska wojna 1939-1945”, który ogromną część swej dotychczasowej kariery naukowej poświęcił właśnie naukowym, a więc pozbawionym emocji, opartym wyłącznie na materiałach źródłowych badaniom biografii mjr. Kurasia.
Tuż przed tym spotkaniem w niektórych krajowych mediach ukazały się artykuły lansujące czarną legendę „Ognia”. W lewicowym „Przeglądzie” zacytowano bardzo niepochlebny dla podhalańskiego partyzanta dokument, jaki sporządziło kilkunastu byłych żołnierzy AK, zaprzysięgając go przed księdzem. Jest w nim mowa o rozbojach, gwałtach i morderstwach, jakie mieli rzekomo popełnić mjr Kuraś i jego podkomendni. Nie próżnuje również sekretarz generalny Towarzystwa Słowaków w Polsce Ludomir Molitoris, od lat oskarżający „Ognia” o bandyckie zachowania wobec naszych południowych sąsiadów.
Dr Korkuć skupił się wyłącznie na naukowym opisie przedwojennych i wojennych losów „Ognia”, przedstawiając m.in. wiele nieznanych dotychczas faktów z jego życiorysu, a także konfrontując rozpowszechniane zwłaszcza przez wrogów mjr. Kurasia plotki z nigdy wcześniej nie publikowanymi materiałami archiwalnymi oraz relacjami świadków wydarzeń. Starając się abstrahować tak od białej jak i od czarnej legendy szczególną uwagę zwrócił na polityczne i militarne realia, w których funkcjonowała niepodległościowa konspiracja na Podhalu w okresie II wojny światowej oraz po niej. Udało mu się dokonać weryfikacji niektórych mitów, także powstałych jeszcze za życia Kurasia, a nie mających oparcia w faktach.
Zdaniem dr. Korkucia, które w pełni podzielam, największą tragedią Żołnierzy Wyklętych i powodem ostrych sporów, jakie narosły wśród kombatantów jest to, że nie zaznali oni zwycięstwa, które miało być – wedle przysięgi składanej przez wstępujących w szeregi AK – jedyną nagrodą za nieustępliwą walkę z oboma okupantami.
Rozgoryczenie po klęsce zaowocowało licznymi kontrowersjami, tak jak efektem zwycięstwa był po 1918 roku syndrom „czwartej brygady”. Kiedy w 1989 roku nadeszła kulawa niepodległość, spora część rodaków nadal widziała Żołnierzy Wyklętych oczami komunistycznej propagandy, a stalinowscy kaci i ich polityczni mocodawcy znakomicie wykorzystali taktykę „grubej kreski”, urządzając się w III Rzeczypospolitej znacznie lepiej od swych dawnych ofiar.
Upływ czasu utrudnił też wyjaśnienie narosłych w czasach walki sporów, zwłaszcza personalnych, przepadło wiele dokumentów, zginęli lub umarli świadkowie. A z samych archiwów Urzędu Bezpieczeństwa nie da się odtworzyć prawdy, co negatywnie odbija się nie tylko na publikacjach ludzi nie umiejących ich właściwie odczytać, ale także na niektórych wyrokach sądowych w sprawach kombatantów.
– O kształcie i treści ubeckich papierów, np. protokołów śledczych, decydowali wyłącznie funkcjonariusze UB. Przesłuchiwany czasem mówił jedno, a ubowiec zapisywał co innego. Nie wolno bezkrytycznie traktować ubeckich zapisów jako prawdy. To duże wyzwanie dla historyka – powiedział dr Maciej Korkuć, który jeszcze w tym roku zakończy drugi tom historii „Ognia”, obejmujący okres od końca wojny do jego śmierci w 1947 roku.
Jerzy Bukowski