fbpx

Okupacyjne święta


Czas trwania podcastu: 25 minut

Wielkimi krokami zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Dla wielu jest to czas wyjątkowy – pełen  szczęścia i radości. Czas spotkań z najbliższymi, w trakcie których pielęgnować możemy nasze tradycje. A jak było kiedyś? W jaki sposób obchodzono Święta Bożego Narodzenia w I połowie XX wieku? Chciałabym dzisiaj zaprezentować krótkie fragmenty wspomnień osób, którym przyszło spędzać święta w ekstremalnych warunkach – podczas wojny. Zapraszamy do zapoznania się z jego treścią (wersja tekstowa poniżej):

Zacznijmy od I wojny światowej, która wybuchła w 1914 r. Polacy mieli nadzieję, że ten międzynarodowy konflikt przyniesie ich Ojczyźnie upragnioną wolność. Wielu z nich postanowiło walczyć. Jeden z żołnierzy Legionów Polskich, Wacław Lipiński tak wspomina święta spędzone na wojennym froncie:

„Obchodzimy dziś pierwsze Święto Bożego Narodzenia. Co jakiś czas , w gruchocie ognia, przy nieco dysharmonijnym okrzyku rannych, który sypie się coraz więcej, śpiewamy kolędy…  Zawodzimy staropolskie „Lulajże Jezuniu, lulajże lulaj”, składając się z karabinów, na których błyszczące zamki od czasu do czasu kapnie sentymentalna łezka… Za chwilę rozdano nam gwiazdkę. Pudełko z łakociami na czterech. Radość i śmiech wokół”.

Poświęcenie i trud nie poszły na marne. W listopadzie 1918 r. Polska odzyskała niepodległość! Nadszedł jednak 1939 rok. 1 września Polska została zaatakowana przez wojska niemieckie i słowackie, a 17 września do grona agresorów dołączył Związek Sowiecki. 6 X zakończyła się ostatnia bitwa – pod Kockiem. Ziemie polskie zostały zajęte i rozdzielone. Dla mieszkańców tych obszarów rozpoczął się trudny czas życia pod okupacyjnym jarzmem. Święta 1939 roku dla większości osób były zatem szczególnie ciężkie. Oto wspomnienie jednej z nastoletnich mieszkanek Krakowa:

„Pierwsze nasze wojenne Święta. Nie ma zupełnie świątecznego nastroju. Choinki też nie mamy. (…) Nie ma Taty, nie ma świąt. Myślimy ciągle, co z Ojcem, co z wywiezionymi więźniami? Wszystko inne wydaje się tak mało ważne”.

Inny z mieszkańców miasta wspominał:

„Na Rynku masę drzewek i ruch ludzi, ale brakuje radości (…)”.

Rzeczywiście przez kolejne lata Polacy raczej nie życzyli sobie „wesołych świąt” – nie pozwalała na to okupacyjna rzeczywistość. Najczęściej życzono sobie, co najwyżej „spokojnych świąt”.  Każdego roku najczęściej powtarzanym życzeniem było jednak to, aby w przyszłym roku świętować już w wolnej Polsce.

Pomimo zniewolenia i ciężkich warunków egzystencji robiono wiele, Boże Narodzenie miało odświętny charakter. Organizacja świąt była sporym wyzwaniem. Problemy były nawet ze zdobyciem choinki. Dla wielu były one zbyt drogie, a zdobycie ich na własną rękę mogło być bardzo ryzykowne. Co ciekawe zadrzały się przypadki, że pozyskiwanie choinek można było połączyć z… działalnością konspiracyjną. Oto fragmenty wspomnień Pan Jerzego: W mojej pamięci mocno zapisały się też wyprawy po świąteczne choinki.(…) na wyprawę ciemną nocą zabrał mnie starszy kolega, który , jak się dowiedziałem już po wojnie, współpracował z partyzantką. Zabraliśmy wielką ręczną piłę i pomaszerowaliśmy ściąć świąteczne drzewko. Szliśmy wzdłuż drogi lokalnej (…), którą lubili jeździć Niemcy. (…) W pewnym momencie kolega powiedział: „Tniemy tego. Potem czubek sobie utniesz na choinkę”. (…) drzewko upadło wprost na drogę. Kolega powiedział: „E brzydka. Idziemy ciąć dalej”. I tak ścięliśmy kilkanaście dużych drzew. Przy czym wszystkie dziwnym trafem upadały na drogę, kompletnie ją tarasując. (…) następnego dnia domyśliłem się, że po prostu sprawiliśmy Niemcom „świąteczny prezent” (…).

W innym miejscu pan Jerzy wspomina: naszego lasu Niemcy niestety pilnowali. Pilnowali go tez Polscy leśnicy – uzbrojeni w broń, takie długaśne flinty. Mieli na nie pozwolenie od okupanta. Nie wiem czy to Polacy, czy Niemcy omal mnie nie złapali, gdy wybrałem się z kolegą po świąteczne drzewko. Mrok już zapadł  (…) i nagle za naszymi plecami rozległo się „halt!” i usłyszeliśmy kroki pogoni. (…) Mnie jakoś żal było porzucić drzewko (…) i nagle przyszła mi myśl. Jak błyskawica okręcam się dookoła i kucam za moim ściętym drzewkiem i czekam. (…) Przebiegli! (…) Udało się. (…)

Te często z trudem pozyskane choinki starano się ją jak najpiękniej ozdabiać. Istniała możliwość zakupu ozdób świątecznych. Podziemie apelowało jednak, by nie kupować tych produkowanych przez okupantów, lecz zachęcało do nabywania tych przygotowanych przez miejscowe instytucje charytatywne. Spora część osób przygotowywała jednak ozdoby własnoręcznie były to np. gwiazdki z bibuły, łańcuchy z papieru, śnieg z waty. Dodatkowo wieszano na nich np. pierniki lub jabłka, orzechy owinięte w sreberka oraz dekorowano je prawdziwymi świeczkami.

Tradycyjnie w okolicach choinki powinny znajdować się świąteczne prezenty. A jak wyglądała sytuacja z upominkami w czasie okupacji? Jeżeli już obdarowywano się prezentami to były to praktyczne drobiazgi. W wielu wspomnieniach pojawiają się m.in. elementy garderoby. Zdarzały się jednak sytuacje, że otrzymane prezenty były wyjątkowe. Jedna z osób wspomina święta z 1944 r.: „Na te święta dostałam ręcznie zrobiony przez mojego tatę wózek dla lalek z drewna. Jeszcze jacyś ludzie co przysłali nam paczki, schowali w jednej z nich porcelanową lalkę, którą też dostałam na święta. To była moja jedyna lalka, jaką miałam w dzieciństwie”

Bardzo ważnym elementem świąt była wigilijna wieczerza. W związku z trudnościami zaopatrzeniowymi, mało komu udało się przygotować tradycyjne 12 potraw. Starano się jednak przygotowywać tradycyjne dania – zwłaszcza karpia lub rybę. Nie każdy mógł je jednak zdobyć i wielu z nich musiało zrezygnować z tego wigilijnego dania. Zamiast ryby serwowano np. kotlety z jaj i soi Trudniej produkty zdobywało się w miastach i tam częściej stosowano zamienniki. Jakość i ilość posiłków zależała od sytuacji materialnej danej rodziny. Często na wigilijnych stołach… królowały ziemniaki. Władysław Bartoszewski wspominał:

Apetyt zaspokajano plackami kartoflanymi na oleju lub po prostu kartoflami z surową cebulą (witaminy!) Chude ciasto z kartkową margaryną, w którym jaja zastępowano niekiedy dynią albo proszkiem jajecznym pełniło obowiązki świątecznego deseru. Co bardziej przedsiębiorcze gospodynie wypiekały pierniki z marchwią zamiast miodu. Kogo zaś nie stać było na nadziewanie strucli makiem, wykorzystywał i w tym przypadku marchew czy też soję, nasyconą wonnym olejkiem. Bakalie i owoce południowe należały do rzadkości niedostępnych dla ogółu”.

A oto inne ze wspomnień: „Pamiętam, że na stole mieliśmy podane tylko ziemniaki podsmażane na kawie, a do tego placek drożdżowy. Na nic więcej nie było po prostu pieniędzy, ani nie było nic dla nas dostępne”.

A oto inna relacja:

„[Mama]Dwoiła się i troiła, żebyśmy mieli codziennie coś do jedzenia, żeby było co ubrać zimą i czym ogrzać izbę, w której się gnieździliśmy. Bieda była taka, że aż piszczało. Zamiast choinki ubraliśmy największy w domu kwiatek. Duży oleander w doniczce, a na nim kilka kawałków węgla zawiniętych w kolorowy papier – to była nasza choinka. Najsmutniejsza była jednak Wigilia. Mama nagrzała tego wieczora w piecu, żebyśmy nie marzli, jak to nieraz bywało. Potem przełamaliśmy się chlebem, bo nie było opłatka, i zaczęliśmy wieczerzę wigilijną. Nie było dwunastu dań, jak nakazuje tradycja. Zjedliśmy to, co udało się zdobyć… Był żur z ziemniakami i ziemniaki z kapustą. Nie mieliśmy ani ryby, ani klusek z makiem, które u nas w rodzinie podaje się na Wigilię. Był za to placek z marchwi, nazywany przez nas marchwiakiem”.

Jeden z mieszkańców Tomaszowa tak wspomina wigilię 1939 r.: „Przed wojną nie znaliśmy biedy. Wraz z jej nadejściem wszystko się zmieniło. (…) na prezenty nie czekaliśmy (…) wiedzieliśmy jednak, że tego dnia na pewno się najemy do syta. Odświętna atmosfera i zebrana przy stole rodzina także miały duże znaczenie. W Boże Narodzenie kwitły przyjaźnie sąsiedzkie. Spotykaliśmy się i wspólnie śpiewaliśmy kolędy. Kolędowanie było modne! Ale atrakcją było też słuchanie dawnych opowieści”.

Wspólne kolędowanie mogło było wspaniałym przeżyciem, ale nie zawsze bezpiecznym. W wielu relacjach Polacy wspominali, że kolędować trzeba było po cichu, gdyż wróg czyhał.  Jednak jak wspomniano w jednej z relacji:

„Baliśmy się głośniej zachowywać, nie śpiewaliśmy kolęd zbyt donośnie, bo Niemiec mógł usłyszeć.”

A co w takim razie śpiewano w czasie Świąt Bożego Narodzenia? Królowały oczywiście tradycyjne kolędy, ale co ciekawe ich tekst był  czasami modyfikowany i dodawano do niego motywy narodowe. Oto przykłady

Lulajże Jezuniu na polskiej ziemi

(na melodię: „Lulajże Jezuniu”)

Lulajże Jezuniu, Dziecino Boska,
dziś cała ku Tobie garnie się Polska,
Lulajże Jezuniu na polskiej ziemi,
choć chłodno i głodno, lecz między swemi.

Racz spojrzeć Dziecino na więzień mury,
promyki wolności rzuć nam przez chmury.
Lulajże Jezuniu na polskiej ziemi,
choć chłodno i głodno, lecz między swemi.

Spraw Boża Dziecino, by w tej pożodze
odnalazł się naród na jednej drodze.
Lulajże Jezuniu na polskiej ziemi,
choć chłodno i głodno, lecz między swemi.

A gdy nam wolności zorza zaświeci,
zakrzykną znów starzy, a z nimi dzieci:
Lulajże Jezuniu na polskiej ziemi,
choć chłodno i głodno, lecz między swemi!

Autor nieznany, 1942 r.

Do Betlejem

(na melodię: „ W dzień Bożego Narodzenia „)

Do Betlejem krokiem żwawym
Przyszły dzieci aż z Warszawy
I uklękły przed stajenką
przed Jezusem i Panienką.

Gloria! Gloria! Witaj Boże Dziecię!
Biedne dzisiaj nasze dary,
bo nas wojna gniecie!

Więc podchodzą Stasiek z Bartkiem,
Niosą ciemny chleb na kartki.
Niesie Basia, choć nierada,
Buraczaną marmoladę

Gloria! Gloria! Witaj Boże Dziecię!

Biedne dzisiaj nasze dary
bo nas wojna gniecie.

Dzieciąteczko słodko kwili,
Boską rączkę ku nam chyli:
Już nie płaczcie drogie dzieci,
Przyszło zło, ale odleci.

Gloria! Gloria!…..

Przy mym krzyżu twardo stójcie
Piekła szałów się nie bójcie.
I w to wierzcie zawsze, wszędzie:
Polska była, jest i będzie!

Gloria! Gloria! Witaj Boże Dziecię!
Pokój i Królestwo Twoje
Niech się szerzy w świecie!

słowa: „SK” 1943 r.

Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony.
Treuga Dei – już ostatni
 pocisk został wystrzelony.
Echo wystrzałów przestało
Grać morderczymi kulami,
By słowo ciałem się stało
I mieszkało między nami.
Spokój spłynął na świat cały,
Na jeziora, pola w lesie.
I armaty oniemiały,
A kolęda radość niesie.
Bomb lotnikowi nie stało,
Miasto zarzucił gwiazdami.
A słowo ciałem się stało,
I mieszkało między nami.
Podnieś rączkę, Boże Dziecię,
Pobłogosław ziemię całą.
Tyle smutku jest na świecie,
Miast kolędy łzy Cię chwalą.
I wejrzyj na Polskę całą,
Z więzieniami, obozami.
By słowo ciałem się stało,
I mieszkało między nami.

 

Powyższy tekst powstał w 1943

r. Jej słowa napisał na wigilijny partyzancki kominek 3 Wileńskiej Brygady AK „Szczerbca” Henryk Rasiewicz ps. „Kim”.

Jak można zatem wywnioskować także konspiratorzy wspólnie spędzali ten świąteczny czas. Zachowały się fotografie wykonane w trakcie tych partyzanckich uroczystości. Na jednej z nich widać grupę osób siedzących przy długim stole. Jest on ozdobiony gałązkami choinek. Na stole wystawiony jest „poczęstunek” w postaci partyzanckich sucharków. Część osób ma postawione przed sobą naczynia do picia- manierki lub kubki.

Tadeusza Sewer, partyzanta oddziału „Jędrusie”wspominał: „Oto wtedy w zaciemnionych izbach drgał płomyk jedynej świecy lub lampy naftowej, a ludzie wokół nich skupieni śpiewali dziwną kolędę. Niby tę dawną, a przecież zupełnie inną:

„Lulajże, Jezuniu, Dziecino Boska,

Dziś cała ku Tobie garnie się Polska.

Lulajże, Jezuniu, na polskiej ziemi,

Choć chłodno i głodno, lecz między swemi.”

Szczególne znaczenie miał wówczas zwyczaj zostawiania pustego miejsca przy stole wigilijnym – wielu osób bowiem brakowało. Część osób zginęła, inni przebywali w więzieniach, obozach, czy też łagrach. I pomimo, że warunki egzystencji w tych miejscach były szczególnie ciężkie to i tam starano się w miarę możliwości w jakikolwiek możliwy sposób celebrować ten dzień.

W przypadku osadzonych z pomocą często przychodzili inni – najbliżsi lud osoby prowadzące działalność charytatywną. Osoby te m.in. przygotowywały paczki żywnościowe dla osadzonych. Te przesyłki często musiały być do więzień przemycane. W paczkach najczęściej znajdowały się m.in. kawałki ciast, kiełbasy, marmolada, cukier i opłatki. Ale nie tylko. Jeden z osadzonych wspominał jak wielka radością była… tekturowa choinka, którą przesłali mu najbliżsi.

Jedna z osadzonych w Auschwitz, Maria Mazurkiewicz wspominała, że w święta 1940 r. „na obozowym placu stanęła ogromna, podświetlana choinka. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że obok niej zamiast prezentów umieszczono stos ludzkich zwłok. Więźniowie zostali zgromadzeni na placu i zmuszenia do śpiewania „Stille Nacht, czyli „cichej nocy”.

A jak wyglądała sytuacja pod okupacją sowiecką? Tam także szerzył się terror, warunki życia codziennego były bardzo ciężkie. Setki tysięcy osób zostało zesłanych w głąb Związku Sowieckiego. Oto krótki fragment wspomnień jednej z wygnanych kobiet. „Przyszła najsmutniejsza wigilia Bożego Narodzenia. Zrobiłyśmy pierog z kartoflami, co było rarytasem, bo tak jak nie było tam jarzyn i owoców, tak też nie było kartofli”.

1 sierpnia 1944 r. wybuchło powstanie warszawskie i w sercu wielu pojawiła się nadzieja na odzyskanie wolności. Jednak po 63 dniach walki Polacy kapitulowali. Święta 1944 r. dla wielu Polaków miały więc szczególnie gorzki smak. Dobrze te nastroje obrazuje artykuł pt. „Święta wiary i walki”. zamieszczony na łamach Biuletynu Informacyjnego z dn. 18 grudnia 1944 r.

Oto jego fragmenty.: Dla nas Polaków, święta te będą szczególnie ciężkie. Dla nikogo w naszym społeczeństwie nie będą tym, czym były w czasach normalnych: świętem radości, wesela i duchowej pogody. Nie będą również świętem jedności rodziny. Przeciwnie będą to święta bolesnej zadumy o ciężkich stratach okresu ubiegłego, troski o przyszłość najbliższą. Przede wszystkim w każdej niemal rodzinie będą to święta gorzkiej pamięci o nieobecnych najbliższych, czy to masowo oderwanych od Kraju, rozsianych po obozach jenieckich i koncentracyjnych, po niemieckich fabrykach i obozach pracy, czy tez wypoczywających snem odpoczynku wiecznego, jako jedynej zapłaty za wyjątkowy, szczytny heroizm.

Boże Narodzenie obecnie nie będzie, nie może , nie śmie być świętem radości, pogody wesela. Równocześnie jednak nie może być świętem zwątpienia. Od pięciu przeszło lat jesteśmy narodem żyjącym w atmosferze klęski, ruiny, ofiary i śmierci. Równocześnie jednak od pięciu lat jesteśmy narodem walczącym. (…)

W jaki zatem sposób Polacy spędzali te smutne świąteczne dni w 1944r. ?

Oto relacje:

„Byłam w obozie, wzięta z Powstania Warszawskiego. Czułam straszny głód, liczyłam na kawałek chleba, a dostaliśmy na dwie osoby jedną brukiew, która w środku była zgniła. To był świąteczny posiłek, oprócz tego modliliśmy się , śpiewaliśmy religijne piosenki. Byłam sama w obozie, bez rodziny, bez żadnego kontaktu z nimi”.

Z innej relacji mogliśmy dowiedzieć się, że: „Mimo strachu przed Niemcami, przed przyjściem frontu , Gwiazdka była. Na stole nie było nic szczególnego do jedzenia, bo bieda była ogromna. Ziemniaki w mundurkach, jakaś zupa”.

A tak wigilię 1944 r. w Auschwitz wspomina dziesięcioletnia Basia. „(…) Dzień jak co dzień, niczym się nie różnił od każdego innego. Dorośli pracowali. Dzieci siedziały w barakach. Spędziłam tamtą wigilię (…)z dala od domu, na sienniku z innymi dziewczynkami. Szeptem śpiewałyśmy „Wśród nocnej ciszy”. Panowało zimno. Byłyśmy głodne. Wszy obłaziły nas, gryząc nieustanie(…). Wigilijna kolacja to jarmuż zagotowany w wodzie- lura obozowa.

W roku 1945 r. skończyła się II wojna światowa. W jednej z relacji autorka zamieściła krótkie przesłanie dla potomnych: Zamiast spoglądać w przeszłość lub czekać na nieznane, które nie wiadomo czy nadejdzie. Cieszmy się, nie tylko ten jeden dzień w roku, po prostu  sobą i wspólnym czasem.

Dziękuję za uwagę!

Bibliografia:

  1. Sylwia Winnik „Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945”, Kraków 2020.
  2. Aleksandra Zaprutko-Janicka, „Okupacja od kuchni. Kobieca sztuka przetrwania”, Kraków 2015.
  3. Biuletyny Informacyjne Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.